Poprzedni dzień wzbudził w nas bardzo dużo emocji, zarówno negatywnych jak i pozytywnych, byliśmy wyczerpani. Z tego powodu w kolejną podróż wybraliśmy się dopiero kolejnego dnia. Nie chcieliśmy aby Pan Robert zobaczył nas znów kręcących się pod Pałacem Kultury i Nauki i rozmawiający z kolejnymi bezdomnymi. Dlatego tego dnia wybraliśmy inne miejsce - Patelnię przy wyjściu ze stacji Metro - Centrum. Na wspomnianej wyżej Patelni kręci się bardzo dużo osób - mieszkańców, turystów, działaczy społecznych, performerów oraz niestety bezdomnych. Wiedzieliśmy o tym, dlatego też z wiedzą z dnia poprzedniego, najpierw kupiliśmy jedzenie, zarówno dla siebie jak i dla osoby, która zechce z Nami porozmawiać. Nie musieliśmy długo czekać ani szukać okazji, ponieważ podeszła do nas kobieta, która na oko miała około czterdziestu lat. Podeszła do nas z pytaniem o kilka złotych, lecz od razu zaznaczyła, że jeśli jej nie ufamy to prosi o jedzenie, chociaż bułki. Mieliśmy jedzenie, byliśmy przygotowani na taką okoliczność. Dziękowała nam równie mocno jak Pan Robert, jednak trochę się od Niego różniła. Była jakby weselsza, jakby była bardziej przyzwyczajona do warunków, w których się znajduje. Doświadczeni wczorajszym dniem zadaliśmy jej to samo pytanie:
"Co się stało, że Pani tutaj przebywa?"
Patrzyła na nas niebieskimi oczami, które prawie przykrywała czapka, niezbyt ciepła, nieco zniszczona. Jej ubranie również było trochę podniszczone i lekko brudne. Jednak była bardzo otwartą kobietą. Opowiedziała nam historię, która doprowadziła ją do tego miejsca, w którym się znajdywała. Do Patelni. Jej historia zaczęła się szczęśliwie, tak mogłoby się wydawać. Tak jej się wydawało w tamtym momencie, w wieku 19 lat. Nie miała najlepszego życia w domu rodzinnym, Nie pochodziła z Warszawy, ale z małej miejscowości pod nią. Wraz ze zdaniem matury wyprowadziła się do Warszawy, znalazła pracę w sklepie spożywczym, wynajęła mały pokoik w mieszkaniu na obrzeżach miasta. I wtedy wydawało się jej, że chwyciła Boga za nogi, kiedy poznała mężczyznę, zakochała się w Nim i powierzyła mu całe swoje życie. Po niedługim czasie wzięli ślub, natomiast rodzina Pani Anny już się z Nią nie kontaktowała, przez ich osobiste kłótnie. Mąż bezdomnej teraz już kobiety, na początku wydawał się być ideałem, zarabiał dużo więcej niż Ona, dlatego po pewnym czasie zaproponował jej rzucenie zajęcia, na rzecz dbania o dom, w przyszłości może wychowywania dzieci. Nie było to dla niej dziwne, jej matka również nie pracowała, zajmowała się domem, gotowaniem, dbaniem o męża, to jego zadaniem było utrzymywanie rodziny. Zgodziła się. Na początku wszystko było w porządku, nie brakowało jej niczego, tworzyli dobre małżeństwo - tak twierdziła Pani Anna. Problemy zaczęły się po kilku latach, kiedy kobieta nie mogła zajść w ciążę. To doprowadziło do wydobycia z Jej męża najciemniejszych stron, pojawiła się przemoc, najpierw psychiczna, później niestety też fizyczna. Jednak Pani Anna znosiła to dzielnie, przez kolejne kilka lat, nie zgłaszała tego żadnym służbom, bo jak stwierdziła: "nigdy nie czuła zagrożenia życia oraz wciąż Go kochała". Jednak pewnej nocy miarka się przebrała. Nasza rozmówczyni nie chciała opowiedzieć nam szczegółów z jej przebiegu, nie nalegaliśmy. Uciekła z domu oraz nigdy do niego nie wróciła. Nigdy nie doszukiwała się własnych praw, nigdy nie starała się o kolejną pracę, bo zabrakło jej odwagi, pracowała przecież niecałe dwa lata. Nie mogła liczyć na żadną emeryturę, wszystko co miała wraz z mężem - było kupione za jego pieniądze. Dlatego rozpoczęła życie na ulicy. Nie mogła wybaczyć sobie tego, że oparła się tylko i wyłącznie na swoim mężu, jednak nie widziała już innej opcji niż ulica. Pani Anna stwierdziła, że przyzwyczaiła się do tego życia, jest w nim wystarczająco długo aby wiedzieć jak przetrwać i nie zginąć. Narzekała na podejście niektórych osób względem niej, wyzywanie od brudasów, nierobów, pijaków. Ubolewała nad brakiem szerszego myślenia Polaków, bo ku jej zdziwieniu to właśnie Polacy byli dla Niej najwredniejsi. Zapytana przez nas o formy pomocy, z których korzysta - nie było ich wiele. Właściwie tylko jadłodajnie oraz noclegownie, ponieważ również nie spożywała alkoholu. Były to różne miejsca, w różnych miejscach Warszawy, ponieważ jak się okazało - Patelnia nie była jej stałym miejscem przebywania.
czwartek, 9 stycznia 2020
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Powitanie.
Cześć. Niewielu z Was pewnie zrozumie całą ideę bloga, którego właśnie stworzyliśmy, oraz wpisy, które się tu pojawią. Natomiast jesteśmy st...
-
Cześć. Niewielu z Was pewnie zrozumie całą ideę bloga, którego właśnie stworzyliśmy, oraz wpisy, które się tu pojawią. Natomiast jesteśmy st...
-
Zarówno miejsc jak i osób pomagającym bezdomnych jest bardzo dużo. Zacznijmy od fundacji Smile Warsaw, która w każdą niedzielę oferuje ciepł...
-
Po dwóch spotkaniach z bezdomnymi byliśmy już wyczerpani, a chcieliśmy porozmawiać z jeszcze przynajmniej jedną osobą. Jednak postanowiliśmy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz